Relacja DreamHack Summer 2015


Reklama

Witam Was ponownie! Tym razem postanowiłem opisać jeden z największych eventów e-sportowych na całym świecie, na który przyjeżdżają dziesiątki tysięcy ludzi – mowa o DreamHacku, a jako że miałem przyjemność być na tym evencie od 11 do 16 czerwca i pracować na nim, to postanowiłem napisać co nieco o tej imprezie z mojej perspektywy.

Sprawa warta uwagi – samo miejsce gdzie odbywało się wydarzenie. Jonkoping w Szwecji – stosunkowo niewielkie miasto, w którym mieszka 85.000 ludzi i wydawałoby się, że to dość nietypowe miejsce na organizację eventu tego rozmiaru w takim miejscu, jednak Elmia – bo tak nazywa się miejsce, gdzie był rozgrywany event – to potężna hala o powierzchni 40.000 m², więc budynek jak najbardziej był w stanie pomieścić tak dużą ilość osób. Dla porównania hala w Spodku to powierzchnia rzędu 30.000 m2. Różnica znacząca.

elmia
Elmia to potężna hala o powierzchni 40.000 m²

Co do samego eventu – dlaczego dałem taki a nie inny tytuł artykułu? Przede wszystkim dlatego, że samo założenie eventu jest zupełnie inne niż ogólnie znanych imprez e-sportowych. Idea DreamHacka narodziła się już w latach 90. w niewielkim, bo 5.000 Malung w centrum Szwecji, gdzie grupka studentów i znajomych postanowiła zacząć organizować spotkania, znane szerzej jako LANy – gracze mieli spotykać się w jednym miejscu i grać w dobrej atmosferze. I pomyśleć, że w 1994 liczba uczestników DreamHacka wynosiła… 40 osób.

Dzisiaj mówimy o zdecydowanie większej liczbie, wystarczy sobie spojrzeć na aktualne statystyki dotyczące imprezy. Główna idea DreamHacka przetrwała – większość ludzi przychodzi na event głównie po to, aby poznać nowych ludzi i pograć z nimi, wymienić się doświadczeniami – lecz tutaj na uwagę zasługuje unikatowy fakt, że wszyscy ci ludzie przychodzą… no właśnie – z własnym sprzętem komputerowym, krzesłami czy specjalnymi fotelami, a jeżeli chodzi o aspekt wypoczywania, to w niektórych przypadkach łóżkami! (Niektórym najwidoczniej nie wystarczały śpiwory, karimaty i namioty).

11
Miejsca przeznaczone dla osób, które przybyły na imprezę z własnymi komputerami – dzień przed turniejem

Trzeba przyznać, to był ciekawy widok – patrzeć na kolejkę ludzi trzymających jedną ręką krzesło / fotel, na którym leżał monitor, natomiast pod pachą każdy jak jeden mąż dzierżył swojego peceta… u nas coś takiego byłoby raczej nie do pomyślenia. Dla takich graczy w trzech z czterech hal (czwarta była przeznaczona głównie jako miejsce do spania) przygotowano specjalne stoiska do grania. Niby nic specjalnego… ale widok zaczyna robić wrażenie, gdy wszystkie miejsca zostają zajęte.

dhfot. extremetech.com

No ale, ale – obecnie e-sport to potężna machina, toteż nie mogło zabraknąć największych firm związanych ze sprzętem elektronicznym czy e-sportem – ja miałem tą przyjemność pracować na stanowisku, gdzie swoje siły połączyli Razer i FACEIT (gdzie zresztą jestem administratorem)

faceit
fot. FACEIT

Chciałbym zwrócić uwagę na jeden z ważnych dla mnie aspektów – bardzo szanuję firmy, które miały swoje stoiska na DH za jedną rzecz – mianowicie bardzo bolało mnie to (szczególnie na IEM w Katowicach), że firmy ze sceny rzucały ludziom pod nogi jakieś różne fanty. Wszystko fajnie pięknie (szybka i prosta droga do pozbycia się stuffu do rozdania dla uczestników imprezy), ale takie rzucanie przypominało mi trochę akt łaski, albo nawet karmienie wygłodniałego stada lwów – momentami obserwowałem ze zniesmaczeniem, jak tłum potrafił się zabijać i przepychać zajadle o takie rzeczy jak… breloczki, opaski czy nawet głupie smycze, które były im rzucane ze sceny. Na DreamHacku na szczęście niewiele było takich stoisk, gdzie w taki sposób rozdawano fanty dla uczestników – większość postawiła na „minieventy” angażujące odwiedzających, a w niektórych przypadkach były to naprawdę ciekawe inicjatywy – w większości przypadków były to turnieje czy gry z prosami organizowane na poszczególnych stoiskach, a w naszym przypadku były to minigry, takie jak koło fortuny, rzucanie do celu, kręgle czy zbijanie puszek, za co można było wygrać m.in. sprzęt od Razera.

Każdy mógł uczestniczyć, a ludzi, którzy przewinęli się przez nasze stoisko, można spokojnie liczyć w tysiącach – byłem naprawdę zadowolony z faktu, że można połączyć przyjemne z pożytecznym – zareklamować siebie i swoją markę, a w dodatku w taki sposób, aby ludzie mieli z tego radochę i żeby pozytywnie zapamiętali stoisko, a co za tym idzie doświadczenie z daną firmą.

faceit3
fot. FACEIT

No właśnie, każdy mógł uczestniczyć – tutaj chciałbym przejść do średniej wieku uczestników. Nikogo nie zaskoczy fakt, że „młodziki” dominowały na evencie (8-14 lat) i latały od stoiska do stoiska, natomiast mnie osobiście zdziwiła znacząca ilość osób… starszych. I nie mówię tu o dorosłych (których też było sporo), ale o emerytach / rencistach, którzy normalnie śmigali sobie na kompach w poszczególne gry czy uczestniczyli w minigrach (między innymi na naszym stoisku) – przy czym widać było po nich, że dobrze się bawią, czy to sami czy w towarzystwie rodziny.

faceit4
Każdy mógł wziąć udział eventach organizowanych na licznych stoiskach /fot. FACEIT

Fakt faktem, jak już wspomniałem, event takiego formatu wymaga ogromnej pracy – u nas cały czas każdy zamieniał się z każdym, a robiliśmy dosłownie wszystko – na koordynowaniu stoisk z minigrami czy aktualnie rozgrywających się turniejów na komputerach kończąc – toteż po 11 godzinach roboty czuliśmy się jak po miesiącu z Chodakowską czy Mel B – zapewne z waszej perspektywy jako czytających może wydawać się kuriozalnym fakt, że coś takiego może być męczące, ale uwierzcie mi – taki event jest wyczerpujący, zarówno dla osób organizujących event i załatwiających formalności jak i dla ludzi którzy pracują na samym evencie.

Z perspektywy odwiedzających i dla nas samych event był bardzo bogaty w content i nikt nie miał prawa się nudzić – cały czas było coś do roboty, od początku dnia do końca – czy to przebywając na stoiskach, czy oglądając rozgrywki na głównych scenach.

faceit5
Na DreamHacku każdy mógł znaleźć coś dla siebie /fot. FACEIT

A niektóre komputery które przynosili ludzie… kurdebele, na ich miejscu bałbym się je przynosić z obawy przed kradzieżą, wyglądały imponująco. A serwery, które utrzymywały łącze na DreamHacku? Wyglądały równie niesamowicie, a niemalże każdy uczestnik miał zapewnione przez Wi-Fi połączenie rzędu 100 mbps, co się tyczyło zarówno downloadu jak i uploadu.

dh_server
fot. Alexander Wågberg (@wbergg)

Na DreamHacku odbył się nawet dość nietypowy ślub, którego bezpieczeństwa strzegli… Stormtrooperzy z Gwiezdnych Wojen.

ślub
Kto by pomyślał, że na tego typu imprezie odbędzie się nawet… ślub!

Najbardziej dziwi mnie (w pozytywnym znaczeniu!), że event, pomimo upływu lat, nadal nie zatracił swojego niepowtarzalnego klimatu – tutaj wszystko bazowało wokół tego, aby to odwiedzający był tym najbardziej zaangażowanym w imprezę i nadal wszystko bazuje wokół interakcji z innymi i poznawaniu nowych osób – to na DH się nie zmieniło i nadal pozostaje silnym punktem tej imprezy. Do czego zmierzam? W przypadku eventów e-sportowych najczęściej mamy do czynienia z konkretnym zagadnieniem, którym zazwyczaj jest jakiś większy turniej (dajmy na to, wspomniany wcześniej, IEM Katowice) i jest to głównym punktem imprezy – ludzie przychodzą głównie po to, aby móc obejrzeć te rozgrywki, a stoiska i cała reszta jest swego rodzaju niewielkim dodatkiem do całości – w przypadku szwedzkiego eventu jest to kompletnie inne podejście.

Tutaj turnieje są tylko niewielką częścią całości – właściwie każda rzecz na imprezie jest niewielkim elementem, który komponuje się w całość, której jasnym przekazem jest jedno – tutaj każdy znajdzie coś dla siebie, jeden pójdzie oglądać turnieje, drugi i trzeci śmigną na stoiska firm (a nuż dostaną jakieś fajne rzeczy?), a czwarty pójdzie ze swoim komputerem na sekcję dla odwiedzających, gdzie będzie mógł pograć i zaznajomić się z przebywającymi tam osobami.

21
Każdy z uczestników imprezy miał szansę na wygranie wielu upominków

Tutaj to odwiedzający jest tym najważniejszym – jest to coś unikatowego w porównaniu do innych eventów e-sportowych, gdzie najważniejszą rzeczą są turnieje i ludzie, którzy w nich uczestniczą. Oczywiście nie neguję takowego podejścia i tego typu wydarzeń – zwracam jedynie uwagę na fakt, że ogólnopojęte „widowiska e-sportowe” rozwinęły się do tego stopnia, że poszczególne z nich skupiają się głównie na konkretnych aspektach – co w przypadku DreamHacka czyni ten event jedynym i wyjątkowym.

Jeżeli ktoś jest fanem widowisk e-sportowych to polecam wybrać się na ten event, czy to za rok czy za kilka lat – jest to unikatowe przeżycie, na pewno warte uwagi, nawet dla osób które kompletnie nie interesują się grami czy e-sportem – impreza jak najbardziej robi wrażenie i pokazuje, do jakich rozmiarów i do jakiej rangi urósł e-sport. Tego typu imprezy to nie są już mini LANy organizowane dla kilkudziesięciu osób – to już są imprezy masowe, porównywalne rozmiarami do największych koncertów muzycznych czy meczów piłki nożnej. A ich zasięg? Ogromny. Jak i odzew.

Dla mnie jako osoby obracającej się w środowisku e-sportu czy e-biznesu było to unikatowe doświadczenie – nie żałuję ani minuty spędzonej na evencie i z wielką chęcią wpadłbym tam jeszcze raz. Choćby po to, aby przez kilka dni wpaść w trybiki maszyny zwanej e-sportem i na kilka dni zapomnieć o bożym świecie.

Pracować i mieć z tego satysfakcję – tego Wam życzę! I mam cichą nadzieję, że lektura była przyjemna.

Pozdrawiam serdecznie!

Reklama

Podziel się ze znajomymi!